Głośna muzyka. Pełno alkoholu,
ludzi i dymu wylatującego z ich płuc. Dużo kobiet w miniówkach, mężczyzn w niby
ładnych koszulach, wsuniętych w spodnie. A pośród nich siedemnastolatek w
bluzie i podartych rurkach. Tak. O mnie mowa.
Wszyscy byli minimum dziesięć lat
starsi, a ja czułem się jak zagubione dziecko, które zamiast do szkoły trafiło
na dyskotekę. Ale nieważne. Pozbierajmy fakty do kupy.
Rozpaczający nad przełożeniem
przez Fieldsa korepetycji na następny tydzień, zgodziłem się na przyjście do
Lindsay, mojej kuzynki, na urodziny. W niedzielę (kto normalny tak robi?).
Postanowiłem więc nic nie pić, jeśli nadarzy mi się taka okazja. Mimo mojego
braku silnej woli do tej pory udawało mi się odmawiać alkoholu.
W ten sposób wylądowałem sam na
kanapie ze szklanką soku pomarańczowego w dłoni. Wszyscy w najlepsze się
bawili, a ja nie miałem do tego najmniejszej ochoty. Tak po prostu. To nie był
mój dzień i najchętniej przesiedziałbym go w domu, gdyby nie to, że jest tam
Peter. Po wczorajszej sprzeczce z nim, w nocy uciekłem do cioci Marry. Dziś nad
ranem przyjechała do niej Lindsay zostawić dzieciaki i przy okazji zaciągnęła
mnie do siebie na "małą imprezę".
Po dłuższej chwili bezczynnego
siedzenia, stwierdziłem, że nie ma sensu tutaj siedzieć i się męczyć. Wstałem i
odłożyłem na ławę szklankę. Wolnym krokiem zacząłem iść przed siebie,
rozglądając się na boki. Chciałem ją znaleźć, żeby się pożegnać.
– Lynn! – odezwałem się, gdy ją w
końcu wychwyciłem.
– No co tam? – Spojrzała na mnie.
– Trochę źle się czuję, chyba
będę się zbierać – oznajmiłem, a kobieta od razu przyłożyła do mojej głowy i
polików dłonie, robiąc zmartwioną minę. – Nie, nie, nie jestem chory. –
Złapałem jej nadgarstki i zdjąłem dłonie ze swojej twarzy.
– A co ci jest? – Ciekawe czy ta
opiekuńczość spowodowana jest posiadaniem dzieci, czy udawaniem?
– Niedobrze mi i wolałbym się
położyć.
Dobra, zadzwonić do mojej czy twojej mamy? –
zapytała. Pewnie dobrze wiedziała z jakiego powodu znalazłem się u cioci.
– Twojej – odpowiedziałem i
poszedłem za nią do przedpokoju, w którym było troszkę ciszej i nie kręciło się
pełno ludzi.
Oparłem się ramieniem o ścianę i
obserwowałem ją jak wyciąga telefon, i szuka kontaktu swojej mamy. Trwało to
zaledwie kilka sekund. I w ciągu tych kilku sekund zdążyłem zmienić zdanie. Bo go zauważyłem. Moje serce zaczęło bić
szybciej, a ciało od razu oderwało się od ściany.
– Albo nie, nie dzwoń. Zostanę
jeszcze trochę. – Pokiwałem głową na potwierdzenie swoich słów. – Jakoś
wytrzymam.
Lindsay uniosła zdumiona brew i
schowała do kieszeni telefon.
– Kogo tam wyhaczyłeś? –
Uśmiechnęła się szeroko.
– Nie ważne. Po prostu trzymaj
kciuki – powiedziałem euforycznym głosem, mijając ją.
Wszedłem na nowo do salonu i
rozejrzałem się. W momencie, gdy dostrzegłem Fieldsa, jego spojrzenie również
padło na mnie. Uniosłem kąciki ust i doszedłem do kanapy, na której usadziłem
swój tyłek. Nie musiałem długo czekać. Mężczyzna od razu skierował się w moją
stronę, jakby dobrze wiedział, że to dla niego tutaj wróciłem. Bez obaw mogłem
stwierdzić, że on też może coś do mnie czuć. Może czuć nawet tylko pociąg
seksualny, mi to nie przeszkadza! No, tak jakby... Zlustrowałem jego ciało
wzrokiem, kiedy się do mnie zbliżał. Miał na sobie białą koszulę, idealnie
podkreślającą jego sylwetkę i zwyczajne czarne spodnie. Ale nie wyglądał jak
inni. Wyróżniał się. Nie tyle ubiorem, co urodą. Nie potrafiłem dokładnie
określić skąd pochodzi, ale zdecydowanie nie stąd. Wygląda na Europejczyka z
południowej części tego kontynentu.
– Cześć, Alex. – Przywitał się ze
mną, jak tylko usiadł obok.
– Dobry wieczór, profesorze –
odpowiedziałem, przywierając plecami do oparcia kanapy.
– Daj spokój, nie jesteśmy w
szkole. – Westchnął i przeczesał swoje włosy. – Co tutaj robisz? Jutro idziesz
do szkoły. – Czy on próbuje grać wzorowego wychowawcę-rodzica?
– O to samo mogę spytać
pana.
– Przyjaźnię się z Lindsay,
wypadało przyjść. – Cholera.
– Lynn jest moją kuzynką.
– Poważnie? – Wbił we mnie wzrok,
a ja skinąłem głową. – Pani Marry jest twoją ciotką?
Ponownie potwierdziłem jego pytanie
kiwnięciem głowy i zmarszczyłem zmartwiony brwi. Jeśli to przyjaciel Lynn, zna
moją ciocię, to może znać też moją mamę i mnie. Przez kilka lat mieszkaliśmy
razem z nimi, a Fields na dziewięćdziesiąt procent mógł się tam pojawiać,
prawda? Jeśli tak jest, to oni wszyscy dobrze wiedzą kim jest, jaki jest i ile
ma lat. Z jednej strony może mi to pomóc, a z drugiej poważnie zaszkodzić. Mogą
mieć coś przeciwko, zważając na to, że jest pewnie dużo ode mnie starszy i
pracuje w takim, a nie innym zawodzie. Poza tym patrząc na prawo, to on może
mieć większe kłopoty niż ja. Ale patrząc pozytywnie, mogę się dowiedzieć kilku
przydatnych rzeczy. Na przykład mogę upewnić się, czy na pewno pociągają go
siusiaki, albo jaki jest ogólnie. Chociaż obu rzeczy wolę dowiedzieć się
poprzez kontakt z nim, to warto byłoby się dopytać, ażeby nie było
przypału.
– Nie lubiłem cię – powiedział po
dłuższej chwili milczenia, czym wprawił mnie w osłupienie.
– Słucham?
– Jako dzieciaka. Nie lubiłem
cię. – Nadal patrzyłem pytającym wzrokiem, a on w końcu postanowił mi to
sprostować. – Razem z Lindsay cię pilnowaliśmy. Byłeś takim małym wkurzającym
brzdącem. – Och. Czyli jednak mnie zna.
– A mama mówiła, że byłem
spokojnym dzieckiem. – Próbowałem pociągnąć rozmowę, mimo, że czułem się,
jakbym rozmawiał z wujkiem, którego nie widziałem długi czas. A wszyscy dobrze
wiemy, jakie to męczące.
– Oj, tak. Byłeś spokojny, jak
wszyscy patrzyli. – Uśmiechnął się, siadając przodem do mnie. – Przy mnie
zamieniałeś się w małego diabełka.
Okej, ta rozmowa zbiegła na głupi
temat. Czułem się przez niego jak to małe dziecko o którym mówił. Odwróciłem
zawstydzony i zażenowany głowę w stronę tańczących ludzi, nie odpowiadając mu
żadnym słowem. W polu mojego widzenia, zauważyłem, że dość mocno się do mnie
zbliżył i oparł rękę obok mojej głowy. Nie chciałem dziś poruszać tematu
dzieciństwa, bo mimo, że było szczęśliwe, automatycznie wracała do mnie śmierć
dziadków, a potem taty. Myślę o nich prawie codziennie i mimo, że rana jest
stosunkowo stara, ból jest podobny. Chyba dotarło do niego, że nie chcę o tym
rozmawiać, bo zmienił temat. Co prawda nadal trochę nawiązywał do lat młodości,
ale był bardziej... przyjemny?
– Ciekawe czy tak zostało po
dzień dzisiejszy? – Wymruczał, a ja czułem jakby motylków w moim brzuchu było
coraz więcej i się tam nie mieściły.
– Tego musi się pan sam
przekonać. – Spojrzałem na niego z uśmiechem.
Poczułem jak jego palce
przeczesują dotykają moich włosów, a ciało jeszcze bardziej zbliża do mnie.
Coraz bardziej czułem jego słodki zapach. Zawsze ten sam. Te same męskie
perfumy, które mógłbym wąchać cały Boski dzień. Miałem wrażenie, że zaraz mnie
pocałuje, ale tak szybko jak ono przyszło, tak odeszło.
– Chris! – Usłyszałem krzyk Lynn.
Położyła rękę na klatce piersiowej Fieldsa i odsunęła go ode mnie, wpychając
się między nas. – Bosz, kochanie, jesteś pijany.
– Nie przesadzaj...
– Tak, tak, może już lepiej wróć
do domu. – Przerwała mu i przeniosła wzrok na mnie. – A ty nie masz czasem
nauki? Zadzwonię po mamę, żeby po ciebie przyjechała.
– Lindsay, nie przesadzaj... –
Ponowił próbę, ale kobieta ponownie się wtrąciła.
– Ty wiesz ile on ma lat?
Zdecydowanie ta wódka do łba ci się dostała – powiedziała uniesionym głosem, a
mnie złapała za ramię i wstała, ciągnąc mnie za sobą.
Spiny Lynn zakończyły się na
wyprowadzeniu mnie z domu do samochodu cioci. W ciągu tych kilku minut zdążyła
powtórzyć mi milion razy, że on mógłby być moim ojcem, że jest starszy i żebym
wybił sobie go z głowy. Za każdym razem przewracałem oczami, no bo co wiek ma
do prawdziwej miłości? To tylko głupia liczba. Niedługo będę pełnoletni,
skończę szkołę i będę mógł być z nim legalnie, prawda? I swoją drogą – mam w
dupie, czy on jest jej przyjacielem, czy nie.
W czasie jazdy ciocia dopytywała
mnie o moje samopoczucie. Lindsay powiedziała jej, że źle się czuję, a jedynym
powodem przez który czułem się źle, była ona sama. Zepsuła mi wieczór, który
mógł zostać jeszcze uratowany przez Fieldsa. Dlatego opowiedziałem cioci, co
się dokładnie stało. Wraz z tym, że chyba zakochałem się w starszym mężczyźnie,
a Lynn ewidentnie się temu sprzeciwia. Kobieta powiedziała, że porozmawiamy o
tym w domu, bo teraz chciała się skupić na drodze.
Kiedy tylko przekroczyłem próg
domu, dopadła mnie Julia – córka Lindsay. Chciała zaciągnąć mnie do zabawy, a
zakończyło się to marnym skutkiem. Nie miałem ochoty się z nią bawić. Na tę
wiadomość rozpłakała się, a mi po raz pierwszy nie zrobiło się jej żal. Nie to,
że się wyżywałem, bo Lynn to jej matka. To dziecko nie było niczemu winne. Po
prostu chciałem swój beznadziejny humor oddać komuś. Jednak nawet jej płacz nie
ukoił mojego serduszka. Dodatkowo ucierpiały bębenki uszne.
Poszedłem do kuchni, gdzie
znalazłem sałatkę, którą ciocia musiała zrobić. Wyciągnąłem z górnej szafki
brązowych mebli talerzyk i nałożyłem sobie trochę, kierując się na górę do
swojego pokoju. Tak, mojego. Miałem tutaj swój pokój, bo dom należał do mojej
cioci i mamy. Jest duży, kiedyś mieszkaliśmy tu wszyscy razem. Razem z tatą i
dziadkami. Po ich śmierci mama poznała Petera do którego się przeprowadziliśmy
i u którego do dziś mieszkamy. Ale to nie jest teraz najważniejsze. Ważniejszy
jest Fields i moja sałatka. Usiadłem na łóżku pod ścianą, patrząc się w
jedzenie. Co on mógł o mnie pomyśleć w tamtej chwili? Chyba nic złego, skoro
zaczął mnie bronić i próbować uspokoić Lynn, co nie? Może się nie oszukuję i on
też coś do mnie czuje?
Gdy zjadłem, odłożyłem naczynie na szafkę nocną i poszedłem się umyć. Miałem dość tego dnia i za jedyny dzisiejszy cel postawiłem sobie szybkie dotarcie do łóżka. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Po szybkim prysznicu położyłem się na materacu, przykrywając pościelą.
Gdy zjadłem, odłożyłem naczynie na szafkę nocną i poszedłem się umyć. Miałem dość tego dnia i za jedyny dzisiejszy cel postawiłem sobie szybkie dotarcie do łóżka. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Po szybkim prysznicu położyłem się na materacu, przykrywając pościelą.
Kiedy ciocia do mnie przyszła,
tak jak obiecywała – poruszyła temat Fieldsa. Również nawiązywała do mojego
wieku. Do tego, że się uczę i, że to ryzykowna relacja. Ale zapewniała, że nie
ma nic przeciwko. Jeśli między nami do czegoś dojdzie, obiecała, że będzie nas
broniła. Powiedziałem jej wtedy, że trzymam ją za słowo. Z minuty na minutę
czułem się coraz gorzej. Zaczęła mnie boleć głowa, co też jej powiedziałem.
Wolałem się przespać, niż rozmawiać o czymś, o czym doskonale wiem.
Pożegnaliśmy się i gdy wyszła, ja w szybkim tempie zasnąłem.
Zbudził mnie krzyk. Nie krzyk
przerażenia, czy czegoś w podobie. Wrzask spowodowany podniesionym ciśnieniem;
zdenerwowaniem. Krzyczało kilka osób, a w tym rozpoznałem głos Petera i mojej
mamy. Przestraszyłem się, przez co pędem wyleciałem z łóżka i znalazłem się
przed drzwiami. Lekko je uchyliłem, by słowa, które tam padały stały się
wyraźniejsze. W czasie gdy ubierałem ciuchy, dowiedziałem się, że przyjechali
tu po mnie. Przede wszystkim chodziło tu o sprawy prawne, dlatego wolałem już
zejść i w spokoju pojechać do szkoły.
Zszedłem na parter domu, bojąc
się, że jeśli zejdę chwilę później, będzie za późno. Kłótnia, kłótnią,
ale do rękoczynów lepiej żeby nie doszło. Ja i ciocia doskonale wiedzieliśmy o
tym, że Peter jest do tego zdolny.
– Możemy jechać – powiedziałem,
przerywając im tą bezsensowną wymianę zdań.
– Ty, dzieciaku, nie wiesz, że
nie ucieka się z domu? – Krzyknął Peter, łapiąc moje ramię. – Matka się o
ciebie martwiła! Po policję dzwonić chcieliśmy!
– Skarbie, puść go. – Odezwała
się matka.
Wstydziła się swojego faceta. Też
bym się wstydził. Jej głos żałośnie drżał. Jej ambitny plan pokazania nas jako
idealną rodzinę, legł. Nie wiedziałem jak można być z takim facetem? Ani to
mądre, ani ładne. Dodatkowo przynosi wstyd przed najbliższą naszą rodziną. Przy
swoich rodzicach nawet palcem by nie kiwnął.
Po raz kolejny w ciągu dwudziestu
czterech godzin zostałem pchnięty do wyjścia i wsadzony prawie siłą do
samochodu.
Zawieźli mnie prosto do szkoły.
Nie miałem zeszytu, torby, jedzenia. Cały natłok myśli spowodował to, że tylko
jedno słowo cisnęło mi się na język. Dość.
Dość.
Dość.
Dość.
Dość.
Dość.
A to tylko początek.
Komentarze
Prześlij komentarz