Wiedziałem, że czeka mnie stresująca rozmowa, bo w końcu nawet nie byliśmy
razem i nie miałem prawa o to wypytywać. Tylko się spotykaliśmy, najczęściej na
pyszne jedzenie w Sava's przy S State St. Co dziwne nigdy nie pozwolił mi
zapłacić. Nigdy też się nie przytuliliśmy, ani nie pocałowaliśmy. Zastanawiałem
się przez całą noc o co właściwie mu chodzi? Może czekał na moment aż zwolni
się z roli nauczyciela? To wyjaśnienie wydało mi się najbardziej prawdopodobne
i tego się trzymałem. Nie zamierzałem jednak zostawić sprawy przez którą nie
chciał mnie do siebie zaprosić.
Po szkole, w dzień, w który nie było Christophera w szkole wsiadłem w
taksówkę i podałem taksówkarzowi jego adres. Patrzyłem za okno, mijaliśmy
wszystkie stare i nowe budynki, później tylko jednorodzinne domy, aż w końcu
dotarliśmy pod jedyne wyróżniające się tutaj nowoczesne osiedle z apartamentami.
Mieszkania były ułożone blisko siebie. Kiedyś nawet usłyszałem uwagę, że płaci
się za możliwość zaglądania sąsiadowi do domu. Ale same budynki były ładne,
nowoczesne, z wielkimi oknami. Niejedna osoba o takim mieszkaniu marzyła.
Tętniło tutaj inne życie.
Wychodząc z samochodu, wręczyłem taksówkarzowi pięć dolarów opłaty za
przejazd. Od razu, bez rozmyśleń poszedłem w stronę budynku B. Numer
jedenaście. Mieszkanie numer dwanaście. Z uprzedzeniem nie zadzwoniłem pod jego
numer ani pod numer życzliwej starszej sąsiadki. Starałem się przypomnieć kod,
który pewnego razu widziałem jak wpisywał. Podjąłem próbę, ale drzwi się nie
otwarły. Kolejne dwie i nic. Zauważyłem, że ktoś idzie w moją stronę.
Uśmiechnąłem się życzliwie, a mężczyzna, który wchodził do tego samego budynku
odwzajemnił uśmiech i otwierając drzwi, puścił mnie przodem.
Wbiegłem po schodach, dokładnie trzecie piętro. Przypomniała mi się rozmowa
z kobietą z przeciwnego mieszkania. Że sprowadza sobie młodych. Zacisnąłem
szczękę i tak jak za pierwszym razem zastanawiałem się czy pukać. Serce
okropnie mi biło, bałem się, że drzwi otworzy mi jakaś kobieta albo młody facet
i wszystkie moje uczucia chuj strzeli. Zapukałem.
Zamrugałem kilka razy widząc przed sobą starszego faceta, być może koło czterdziestki.
—Słucham? —spytał niskim głosem, a ja nie czekając dłużej odpowiedziałem:
— Jest Christopher? Fields? —Musiał się domyślić po moim zdezorientowanym
wzroku i niepewnym tonie, że się zdenerwowałem.
Przez głowę zaczęły przebiegać mi myśli. Kim on dla niego jest? Brat?
Ojciec? Kolega? Facet? Co jeśli to jego przede mną ukrywa? I po co? Po co się
ze mną spotyka? Czułem, że zaczynam być jeszcze bardziej zezłoszczony, mimo że
to były sekundy. Serce biło mi jeszcze mocniej, jakby ktoś próbował się z niego
wydostać. Walił w złości, z każdą chwilą szybciej i mocniej. Zacząłem myśleć co
mu wytknąć i to jakim pieprzonym chujem jest, jeśli to jego facet.
—Piętro niżej, numer jedenaście. – Rozwiał wszystkie moje wątpliwości.
— Co?
— Ten nauczyciel, tak? Mieszka piętro niżej, pod numerem jedenaście.
Zamrugałem znowu. Pomyliłem mieszkania? Najwidoczniej tak. Przeprosiłem
mężczyznę, a gdy zamknął drzwi przed oczami wyświetlił mi się numer dwanaście.
Przymknąłem oczy i przygryzłem wargę, żeby się uspokoić. Wziąłem głębszy wdech,
odsuwając się od ściany i schodząc piętro niżej. Zamyślony i w nerwach wszedłem
za wysoko, zdarza się.
Tutaj już bez zastanowienia zapukałem i cofnąłem się o krok od drzwi.
Wszystko w środku mnie ścisnęło, kiedy tak czekałem aż go zobaczę. Denerwowałem
się, że nie zapowiedziałem wizyty i będzie zły czy coś.
— Dzień dobry — powiedziałem, uśmiechając się do niego gdy po dłuższej
chwili mi otworzył.
— Co ty tu robisz, młody? — zapytał mnie, przecierając palcem brew. W tej
samej dłoni trzymał papierosa, z którego kopcił się dym.
— Zatęskniłem — odparłem.— Nie było pana w szkole, myślałem że coś się
stało.
Uroczo uniósł kąciki ust w górę. Kazał mi chwilę poczekać, wszedł do
mieszkania po to by zgasić papierosa. Gdy wrócił na klatce już nie śmierdziało,
a jego palce były puste. Zauważyłem, że podłoga w przedpokoju jest wyłożona
jakąś folią i zacząłem się domyślać, że przeprowadza remont.
— Przecież wiesz, że w piątki nigdy mnie nie ma.
— Jest piątek?
Roześmiał się.
— Jak chciałeś się zobaczyć to mogłeś napisać, a nie tutaj przychodzić. Mam
remont, tak czy siak cię nie wpuszczę do tego bajzlu. Chcesz się gdzieś
przejechać?
Westchnąłem rozbawiony przez fakt iż chciałem go oskarżać o ukrywanie
przede mną kochanki. Skinąłem głową, obserwując go jak wchodzi do wnętrza, a
następnie po paru minutach wychodzi jak odnowiony. Zwykły biały t-shirt zmienił
na błękitną koszulę, a luźne dresy na eleganckie granatowe spodnie. Schodząc ze
schodów włożył do tylnej kieszeni portfel i komórkę. Dopiero w samochodzie
wyjął przedmioty, kładąc je na konsoli między fotelami.
Oznajmił mi, że musi jechać do Meridian Mall więc się zgodziłem, bo nie
miałem nic przeciwko. Dawno nie byłem w żadnym centrum handlowym. Mama nigdy
nie chciała mnie tam zawieźć, a pociągiem podróż trwała ponad godzinę, bo
między Manson a Okemos nie ma bezpośredniego połączenia. Dzięki Okemos Road
dojechaliśmy na miejsce w niecałe trzydzieści minut.
*
— Podoba ci się? — spytał w najmniej oczekiwanym przeze mnie momencie.
Nawet się nie zorientowałem, że przy każdym sklepie z sukienkami
przelatywałem przez nie wzrokiem. Wychodziło mi to naturalnie, tak samo jak
sprawdzanie za każdym razem damskich perfum dla siebie, a nie męskich. Tak
samo, jak podkradanie matce i ciotce kosmetyków; szminek; lakierów; tuszów do
rzęs. Wyobrażałem sobie siebie w każdej, która mi się podobała. Wiedziałem już,
że w czerwonej byłoby mi najlepiej i w takiej najbardziej podobałbym się
Christopherowi. Przy jednym z sklepów stanąłem na dłużej i nie uszło to uwadze mężczyzny.
— Co?
— Pytam czy ci się podoba.
— Nie, co to za głupie pytanie? — Udałem zszokowanie i zmarszczyłem brwi,
że jak on tak może mnie o coś takiego posądzać?
— Alex... — zaczął zrezygnowanym głosem, westchnął. — Alex, spójrz na mnie.
Wszystko widać. Nie żyję na tym świecie dwadzieścia lat tylko znacznie dłużej.
— Pociągnął mnie na niewielką scenę, która miała też robić za siedzenia dla
ludzi zmęczonych zakupami. Posadził mnie i uklęknął przede mną.
— Niby skąd...
— Znam wiele takich osób jak ty, jest pełno znaków które informują, że nie
jesteś we właściwym ciele. Nie chciałem by ta rozmowa wyszła w takim miejscu,
ale już mnie poważnie denerwuje to, że udajesz przede mną kogoś kim nie jesteś.
Związek nie opiera się na ciągłym kłamstwie. Jeśli chcesz ze mną być, jak
chcesz żebym ja z tobą był, masz być szczery.
Przymknąłem wciąż rozwarte wargi i zacisnąłem szczękę. Nie wiedziałem w
jaki sposób tak szybko mnie rozszyfrował. Spojrzałem mu w oczy i wystarczyło
tylko jedno spojrzenie. Wszystko już wie. Wie o moich zaburzeniach, problemach,
kompleksach. Wie o czymś z czym walczę od lat i nikt inny nie wie. Ujął moją
dłoń, a ja ją automatycznie z nerwów zacisnąłem.
— Damy radę, okej? Nie denerwuj się.
Tak stał się pierwszą osobą przed którą zrobiłam coming out. Dla nich nie
było już Alexa, była Alex, tak jak dla mnie od zawsze. Jego część została
zamknięta. Rozpoczął się nowy, brutalniejszy rozdział. Związek z pozorem
Komentarze
Prześlij komentarz