Spojrzałem za okno, obserwując
ludzi, którzy już wychodzili ze szkoły. Byłem wściekły, bo to nie była moja
wina, żeby kazać zostać mi po zajęciach w kozie. Nie ja wdałem się w bójkę,
sami mnie w to wciągnęli! Według nauczycieli miałem bezczynnie stać i nie
reagować na głupie zaczepki. Szczerze wolałem siedzieć tutaj przez godzinę,
trzy następne dni, niż chodzić przez dwa tygodnie ze śliwą pod okiem, jak mój
oprawca. Miałem spore szczęście, że udało mi się mu przywalić i przy tym samemu
nie oberwać.
Jak zwykle doczepiła się do mnie
ta łysa pała i jej przydupas Harry. Ten drugi posługuje się tym pierwszym, żeby
się na mnie zemścić. Minęły dwa lata odkąd nie jesteśmy razem, a on ciągle ma
mi za złe nasze zerwanie. Nigdy nie widział swoich wad i złych postępowań,
dlatego to oczywiste, że zerwaliśmy przeze mnie. Bo jakżeby inaczej? On nigdy
nie był winny i nie potrafi przyjąć do swojej świadomości, że już go nie kocham
i nie mogę z nim być.
Przeniosłem wzrok na nauczyciela,
który siedział za biurkiem i patrzył na klasę. Stary, siwy, gruby i niski,
starszy facet. Nie było czego podziwiać. Uczy informatyki. Bardzo pasuje do
opisu typowej osoby, która spędza życie przed komputerem. Nie zdziwiłbym się,
gdyby nie miał żony, mieszkał z matką i wychowywał kilka kotów. Ale nie bądźmy
chamscy. Super by było, gdyby jednak kogoś miał i był szczęśliwy. No bo kto nie
jest szczęśliwy, jeśli ma miłość?
Ja nadal czekam na swojego
księcia z bajki, który chyba nigdy nie przygalopuje do mnie na swoim białym
koniu. Usilnie i z powodzeniem ignoruję zaczepki Fieldsa. Odrzucam swojego
Indoeuropejskiego księcia, bo stwierdziłem, że tak jest lepiej. Uniknę dziwnych
uśmieszków, spojrzeń i spin ze strony rodziny. Poza tym kto wie czy jemu nie
chodzi tylko o seks? Żadnemu nauczycielowi o zdrowym umyśle nie przyszedłby na
myśl związek z uczniem. Marzę o wielkiej miłość a nie o bzykaniu z facetem, do
którego coś czuję, a on jedyne co przy mnie odczuwa to twardniejący kutas w
majtkach.
Cisza w klasie została przerwana
przez drzwi, które otworzył Fields. Przewróciłem oczami i z jego postury
przeniosłem wzrok na plecy osoby przede mną. Nie wsłuchiwałem się w rozmowę
nauczycieli. Widziałem jakiś folder w rękach Fieldsa, więc to na pewno było
związane ze szkołą.
– Healy, pójdziesz ze mną. –
Usłyszałem i bez chwili wahania podniosłem się z krzesła. – Weź swoją
torbę.
Podniosłem przedmiot z podłogi, wychodząc na środek klasy. Zaraz jednak wyszedłem za Fieldsem, który zaprowadził mnie do swojej, pustej klasy.
– Co to była za bójka? – zapytał,
gdy siadałem na krześle przeciwnym do jego biurka.
– Szedłem spokojnie na lekcje, a
oni mnie zaatakowali. – Zauważyłem, że westchnął i podparł dłoniami swoje
poliki. – Chciał mnie uderzyć, a ja tego uniknąłem i uderzyłem jego.
– Pamiętasz swoją
obietnicę?
– Nie?
– Miałeś przyjść do mnie jak
znowu ci coś zrobią. – O, jakie to słodkie.
– Kiedy? Nie było czasu, a poza
tym nie myślałem o tym.
– Leć do domu. – Machnął ręką,
jakby przeganiał muchę. – I nie musisz przychodzić do Smitha po zajęciach. –
Dodał, gdy dochodziłem do drzwi.
– Dziękuję – odpowiedziałem,
posyłając mu uśmiech. – Do widzenia.
Po kilku tygodniach w pewnym
stopniu przestałem myśleć o Fieldsie. Wypłakanie się w poduszkę i ignorowanie
go było dobrym wyjściem. Postanowiłem uciec w internetowy świat, dzięki czemu
na portalu randkowym poznałem kilku potencjalnych partnerów. Zaryzykowałem i po
raz pierwszy spotkałem się z Paulem. Rozmawialiśmy kilka razy, wydawał się fajny,
więc zaproponowałem spotkanie w swojej ulubionej kawiarni. Mieściła się
niedaleko pracy matki, ale nie przejąłem się tym. Skoro i tak wie, że jestem
pedałem, a w domu mam przesrane to spotkanie jej nic by mi nie zaszkodziło.
Okazało się, że Paul wygląda o
wiele inaczej niż na zdjęciach, ale to nie przeszkodziło mi w rozmowie z nim.
Nie był najpiękniejszy, ale nadrabiał to swoim charakterem. Tak przynajmniej
stwierdziłem na początku rozmowy. Miał krótkie brązowe włosy i tego samego
koloru oczy. Przyłapałem się na tym, że zacząłem porównywać go do Fieldsa. Nie
był tak dobrze zbudowany i nie miał idealnej cery. Miał stosunkowo jasną
karnację, co niezbyt mi się podobało. Na spotkaniu był ubrany w zwykły szary
t-shirt i jeansy. Powinien ubrać koszulę i zacząć chodzić na siłownię.
Och, Boże. Powinienem zmienić
swoje nastawienie.
Update. Nie dość, że wyglądał
inaczej (brzydziej niż na zdjęciach), to w połowie rozmowy zorientowałem się,
że kłamie. Mówił i pisał o sobie zupełnie inne rzeczy. Od rodziny zaczynając na
hobby kończąc. Widocznie każdej osobie wkręcał inny życiorys. Nie chciałem mieć
kolejnego problemu, dlatego grzecznie powiedziałem, że muszę iść i zadzwonię
później.
Chyba nie muszę mówić, że już
nigdy się z nim nie skontaktowałem?
– Kompletna porażka. –
Skwitowałem Kate, gdy dopytywała o tamto spotkanie.
– Porażką jest to, że szukasz
miłości w internecie. Z czasem ona przyjdzie sama. – Powiedziała niezwykle
poważnym głosem. – Bo widzisz, to tak jest. Im mniej jej szukasz tym bliżej
ciebie jest.
– Pierdolisz głupoty. – Złapałem
za kamyk, który leżał obok mnie i wrzuciłem go do rzeki. – Przestań czytać
bzdury w gazetach dla nastolatek i zejdź na ziemię.
– Nie czytam ich od kilku
lat...
– A jednak wszystko pamiętasz? –
przerwałem jej, spoglądając na nią przez ciemne okulary. – Jest mi za gorąco. –
Wstałem, strzepując ze swoich spodni piasek. Widząc, że Kate nad czymś głęboko
myśli, kopnąłem w piasek, który poleciał na dziewczynę. – Nic już nie mów,
okej?
Nie podejrzewałem jednak, że
karma tak szybko wróci i jakiś dzieciak wyleje wprost na mnie rozpuszczony
shake. Zacisnąłem szczękę i odwróciłem się, widząc niemałą dziewczynkę. Miała
może z dziesięć lat.
– Kaja, uważaj co robisz. –
Podeszła do nas prawdopodobnie matka tego dziecka i przyjrzała się mojemu
poplamionemu ubraniu. – Przepraszam, powinnam jej bardziej pilnować –
powiedziała nieśmiałym głosem. Już chciałem mówić, że to nic wielkiego, toć to
tylko zimny napój i na pewno zejdzie, ale ona zaczęła się rozglądać na boki,
jakby chcąc przywołać kogoś wzrokiem. – Chris, chodź tu, Kaja ją pobrudziła.
– Właściwie to jego –
odpowiedział kobiecie jakże znajomy mi głos. Myślałem, że wyjdę z siebie, gdy
ujrzałem Fieldsa. Zaraz nasunęło mi się, że to jego żona i dzieciak. Poczułem
się zażenowany, smutny, wściekły... mógłbym w nieskończoność wymieniać swoje
negatywne emocje odczuwane w tamtym momencie.
Dopiero jak poczułem kopnięcie w
kostkę od Kate, powróciłem do świata żywych. Uniosłem jedną brew, widząc, jak
Fields wyciąga w moją stronę dłoń z gotówką, a ta kobieta mówi, że to na
pralnie. Co z nimi nie tak? Natychmiast wyciągnąłem z torby paczkę chusteczek,
wycierając plamę.
– Nie trzeba. Mam w domu pralkę –
rzuciłem kąśliwym głosem, odwracając się prawie tyłem do Fieldsa. Nie chciałem
jego pieniędzy, ani udawanej troski. Nie dość, że udzielał mi korepetycji za
darmo, to jeszcze miałem od niego brać pieniądze?
– Jak każdy z nas – powiedział
rozbawiony. – Jednak czuję się zobowiązany oddać za tę szkodę.
– Spoko, nie trzeba. To nie jej
wina. – Spojrzałem na nich wszystkich rozbieganym wzrokiem i wyminąłem ich,
idąc szybkim krokiem przed siebie.
Zatrzymałem się dopiero w
miejscu, z którego nie było widać rzeki, ani Fieldsa, ani jego pieprzonej
rodzinki. Usiadłem na ławce przy ogromnym drzewie. Wiedziałem, że zareagowałem
zbyt impulsywnie ale, kurwa... Człowiek stara się z całych sił zapomnieć, a los
robi na złość i sprawia, że ten człowieczek ciągle spotyka się z nieodpowiednią
osobą... W dodatku on ma rodzinę, a przez ostatnie kilka miesięcy wyraźnie
dawał do zrozumienia, że się mu podobam? A ja się prawie dałem! Boże, kompletny
idiota! Przygryzłem mocno wargę, unosząc wzrok na Kate, która mnie dogoniła.
– Chyba już przyszła, co? –
spytała, a ja doskonale wiedziałem o co mojej przyjaciółce chodzi.
I nie odejdzie mimo nienawiści.
Nigdy.
Komentarze
Prześlij komentarz