Przejdź do głównej zawartości

6. Cholernie boli

Korepetycje mijały w spokoju. Fields wszystko mi tłumaczył, bez zbędnych zaczepek i dwuznacznych tekstów. Ale ja nawet bez tego czułem się cholernie skrępowany przez swoją niedawną ucieczkę. Kate wyjaśniła mi jak bardzo głupie i dziecinne to było. Uświadomiła mi, że to nie musiała być jego partnerka, a znajoma albo ktoś z rodziny. Jednak mimo tego nie potrafiłem przestać myśleć o tej kobiecie i za wszelką cenę chciałem wiedzieć kim ona była.
Kate próbowała mi go wybić mówiąc, że jest stary, a kuzynka nie chciała nic powiedzieć. Mimo moich usilnych starań ona twardo trzymała swojego. Stwierdziła, że Chris małolata by nie chciał i mam się nie interesować. Ale jak? Nic, kompletnie nic nie wiedziałem. Byłem rozdarty. Nie potrafiłem go sobie odpuścić. Chciałem wiedzieć wszystko. Chciałem być kochany.
– Jesteś zazdrosny o mnie?
– Nie.
– Tak.
– Nie.
– Nie kłóć się – powiedział ostro, wyrównując książki leżące na stole.
– To nie jest kłótnia. – Wstałem z krzesła i dosunąłem je do stołu. – Zresztą zajęcia się już skończyły, muszę iść.
– Znowu uciekasz?
Zacisnąłem mocno szczękę i starałem się opamiętać, żeby nie spojrzeć na niego spod byka. Zgarnąłem swój zeszyt do torby, szczelnie ją zamykając.
– Po prostu muszę iść. Spieszę się. – Założyłem pas na ramię i zasunąłem za sobą krzesło. Czego on oczekiwał? Że zostanę tu i obejrzę z nim romantyczną komedię?
– Dokąd?
– To nie pana interes. – Zmarszczyłem brwi i zrobiłem krok w tył, żeby wycofać się z kuchni.
– Zadałem proste pytanie.
Spojrzałem na mężczyznę, będąc zaskoczony jego swobodą i tupetem. Wyglądało to zupełnie jak rozmowa dwóch małżonków po sprzeczce. Oboje się kochają, ale nie wiadomo po co robią sobie na złość. Tak też się poczułem w tej chwili i chciałem wywołać w nim uczucie zazdrości.
– Do kolegi – powiedziałem cicho i odwróciłem od niego wzrok, bo widziałem jak na mnie spojrzał. Jakoś dziwnie i nienaturalnie. Inaczej niż zawsze. Aż dostałem gęsiej skórki.
Nic nie powiedział tylko ruszył w moją stronę, żeby odprowadzić mnie do drzwi. Nawet nie protestowałem, bo zacząłem czuć się naprawdę nieswojo. Przez chwile pomyślałem, że naprawdę udało mi się wzbudzić zazdrość, ale może tylko udawał? Może cały czas udawał, żebym myślał, że coś do mnie czuje. Zaraz wybiłem sobie to z głowy. Przez kilka miesięcy na pewno by się mu znudziło. Nie zaczepiałby mnie przez prawie cały rok szkolny tylko dlatego, żeby na koniec okazało się, że to wszystko żart, prawda?
Nazajutrz całkowicie mnie ignorował. Tak jak ja jego jeszcze parę dni temu. Na lekcji mimo, że znałem odpowiedź wybierał kogoś innego. Na godzinie wychowawczej całkowicie wyłączył mnie z dyskusji. Tak cholernie to bolało, że miałem ochotę się rozpłakać i wykrzyczeć mu, że jestem tu obecny i ma przestać mnie ignorować.
Czy wtedy mógł odczuwać taki sam ból jak ja przy jego teraźniejszym zachowaniu? Czy może po prostu jest mściwy? A czy mściwi ludzie mają dobre uczucia?
Przez kolejne dni działo się to samo. Powoli zacząłem wpadać w głęboką chandrę. Codziennie oczekiwałem, że to będzie ten dzień, w którym w końcu się odezwie. Ale za każdym razem się zawodziłem. Dodatkowo w domu Peter stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. Szarpał mną, popychał, dokuczał słownie nawet przy mamie, która jedyne co potrafiła mówić to "Peter, zostaw go". Nawet dotknąć się go bała. Przecież lepiej, żebym to ja cierpiał a nie ona. Po wszystkich aferach wypłakiwałem się w poduszkę. Jednak nie tyle mnie to dotykało, co zachowanie Fieldsa.
Głupie zauroczenie.
*Zakochanie.
Minął dziewiąty dzień odkąd nie zamieniłem słowa ze swoim ukochanym. Jest coraz gorzej, jestem na skraju wycieńczenia. Myślę o nim w każdej wolnej minucie w ciągu swojego dnia. Boli, cholernie boli. Czemu on mi to robi? Czy ja naprawdę na to zasłużyłem? Nie chcę już dłużej cierpieć w taki sposób.
Dziś wieczór mam spotkanie z okazji pierwszego dnia wiosny, a na dworze jest cholernie gorąco. Mam dosyć tej pogody. A za niedługo pewnie będę miał dosyć pijanych i naćpanych nastolatków. Powoli zwlokłem się z kanapy, by podejść do niewielkiej szafy, zapchanej od górę do dołu moimi ubraniami. Jak tylko się wyprowadzę na swoje muszę sobie zrobić garderobę. Ewentualnie kupić mega dużą szafę. Zacząłem szukać odpowiedniego ubrania, wybrzydzając i rzucając nimi we wszystkie strony. Nie potrafiłem się zdecydować, co powoli zaczynało mnie denerwować. Koszula na wyjście ze znajomymi do klubu nie pasuje. Wszystkie najlepsze koszulki są w koszu na pranie. Spodnie — wystarczą zwykle czarne. Usiadłem w samych majtkach na kanapie i sięgnąłem po telefon, żeby dowiedzieć się która godzina. Okej, jest dziewiętnasta, mam jeszcze pół godziny.
W końcu podczas ostatnich 5 minut zdecydowałem się na zwykłą szarą luźną koszulkę. Przynajmniej niczym się nie będę wyróżniać. Włosy związałem w wysoki kucyk, żeby mi nie przeszkadzały. Wsunąłem na stopy buty, narzuciłem na siebie cienką kurtkę i wyszedłem z mieszkania.  Na szczęście Peter nie wrócił jeszcze z pracy, a matka kazała mi tylko na siebie uważać. Uniknąłem więc kąśliwych uwag.
Przed blokiem czekali na mnie znajomi za którymi poszedłem do klubu. W tłumie przecisnęliśmy się do środka, jednak gorzej było z zakupem alkoholu przeze mnie i kilku innych znajomych. Jedynie Mark wyglądał na dorosłego i nie zapytali go o dowód. Na całe szczęście. Przez długi czas siedzieliśmy na narożnej skórzanej kanapie, rozmawiając i popijając alkohol. Jak to na takich spotkaniach bywa — dopiero z czasem zaczęliśmy się rozkręcać. Zaczęliśmy się rozchodzić i odłączać od grupy. Każdy znalazł potencjalnego partnera do miłego spędzenia wieczoru.
Do mnie w czasie tańca dołączył nawet przystojny facet. Nie widziałem go dokładnie, bo przez niebieskie światła niewiele mogłem wywnioskować. Wydawało mi się, że ma ciemne oczy i brodę. Na głowie nie miał włosów, był łysy. Dosyć postawnej postury, co zupełnie mi odpowiadało. Wiedziałem czego chce, po prostu to czułem. Nie przeszkadzały mi jego dłonie na moich biodrach, brzuchu i całej reszcie ciała. Chciałem, tak cholernie chciałem poczuć czyjś dotyk, że mógł to być nawet jakiś łysy facet na parkiecie. Nasze ciała się o siebie ocierały, a ja powoli popadałem w trans. Z przymkniętymi oczami, biernie przyjmowałem jego otarcia o moje pośladki i oddech na szyi.
Poczułem jak ściąga z moich włosów gumkę i rozpuszcza je, by bezwładnie opadły na ramiona. Odwrócił mnie w swoją stronę, a następnie ułożył włosy tak jak chciał. Wsunął w nie dłoń, pewnie po to aby odchylić moją głowę do tyłu. Zsuwając palce na moją szyję, pochylił się i pocałował ją. Miałem nadzieję, że każdy mój znajomy, który mnie w tej chwili widział będzie poważnie pijany i nie będzie tego pamiętał. Mężczyzna przeniósł się z ustami na moje wargi, mocno je całując. Czułem się tak zajebiście z jego pożądaniem, że dałem zaciągnąć się do łazienki.
Przez cały ten czas wyobrażałem sobie, że to Fields. Jak wielką skalę ma ten fanatyzm? Zwyczajnie nie mogłem się powstrzymać, gdy jego broda drażniła moją skórę. Z przeczuciem, że mój nauczyciel całowałby podobnie, a nawet lepiej nie mogłem się powstrzymać od takich myśli. Przyparł mnie do kafelek, zamykając za nami drzwi.  Zachłannie całował moje usta, szyję i powoli zaczął kierować moje dłonie do swoich spodni.
– Kiedy ostatnio się badałeś? – spytałem jeszcze w miarę trzeźwo myśląc.
– Co? – Zaśmiał się, przyciskając moją rękę do swojego twardego penisa. – Nie wiem, nie badam się.
Czar prysł. Spojrzałem na niego jak na idiotę i prychnąłem, od razu go od siebie odpychając. Chyba nie myślał, że złapał kolejną głupią osobę, którą może zarazić syfem? Byłem trochę pijany, ale nie aż tak, żeby puścić się z kolesiem, który się nie bada. Nie chciałem zepsuć sobie życia HIV-em, albo jakimś innym gównem. Otworzyłem drzwi i wyszedłem szybkim krokiem z toalety, nie zważając na wyzwiska łysego. Kurwa i szmata? A niby kto przed chwilą chciał mnie przelecieć?
Nawet nie fatygowałem się szukać swoich znajomych. Od razu wyszedłem z klubu i skierowałem się do domu. W mieszkaniu było wyjątkowo cicho, domyśliłem się, że mama i Peter już śpią. To nawet lepiej. Dopiero po wykąpaniu się i położeniu do łóżka, utworzyłem na WhatsAppie grupę do której dodałem wszystkich, z którymi byłem w klubie.
Ja: Dzięki za wyjście, nie miałem czasu was szukać :D
Paula: Przez tego przystojniaka? xox
Mark: Kogo wyrwałeś? :p
Oscar: Dlaczego geje mają tak łatwo? >:(
Ja: Zluzujcie, pogadamy jutro 😂 Miłej nocki
Nie miałem dłużej siły utrzymywać komórki nad swoją twarzą. Wyciszyłem ją i odłożyłem pod poduszkę. Ciężko na nią opadłem, zamykając oczy. Zmęczony alkoholem i tańcami szybko zasnąłem. Cieszyło mnie, że chociaż jednej nocy z ostatnich kilkudziesięciu dni nie myślałem o mężczyźnie, którego tak mocno kocham i o tym, jak bardzo chciałbym, żeby był obok.
Mocno. Bardzo.
Nie chcę go.





7. Coś wykombinujesz. Coś wymyślisz.
Ja pierdolę. Ja pierdolę. Ja pierdolę. Dopiero rano skapnąłem się, że do grupy zamiast dodać Chrisa Smitha, dodałem Christophera Fieldsa. W tym czasie ci idioci zdążyli trochę głupot napisać. Dlaczego nikt nie ogarnął, że zamiast naszego przyjaciela jest nasz nauczyciel?! Co za, kurwa, idioci! Od razu go usunąłem, ale w jaki sposób miało mi to pomóc, skoro odczytał te wiadomości?
Chodziłem po pokoju z słuchawkami w uszach jak struty, bo byłem kurewsko zdenerwowany. Nie dość, że się nie odzywa to jeszcze dowiaduje się o tym, co się dzieje w moim prywatnym życiu! No, tak jakby. Nie wyszedłem z tym facetem z klubu, a co dopiero do łóżka. A Fields na pewno sobie tak pomyślał, skoro oni życzyli mi upojnej nocy. Chciałem z tego w jakiś sposób wybrnąć, ale nie miałem zielonego pojęcia jak. W końcu mógł sobie jeszcze pomyśleć, że dodałem go specjalnie, ażeby widział, że mam branie. Głupio było mi napisać do niego i się tłumaczyć. To nie miało najmniejszego sensu. Wyszedłbym na jeszcze większego idiotę niż wyszedłem. 
Zdjąłem słuchawki z swoich uszu i otworzyłem drzwi, bo dotarł do mnie wrzask mamy. Peter krzyczał na nią, a ona krzyczała na niego. Przykład prawdziwego mężczyzny, kobiety i "rodziny". Tematu głównego nie potrafiłem wyłapać spośród tych wrzasków. Przyglądałem się im, stojąc w futrynie. Oboje wymachiwali rękoma i mimo pozorów to mama rzuciła się na niego pierwsza. Zaczęła okładać go swoimi wątłymi rączkami, krzycząc, że jest jebanym draniem, którego nigdy nie powinna poznać. Gdy złapał ją za nadgarstki bałem się, że jej coś zrobi. On jednak tylko ją odsunął i przeszedł z kuchni do łazienki, w której się zamknął. 
 – Pakuj się, Alex – powiedziała, kierując się do sypialni.
– Co? Mamo, co się stało? – spytałem, niewiele z tego rozumiejąc. Kłócili się nie raz, dochodziło nawet do gorszych kłótni, a dopiero teraz podjęła taką decyzję? – Mamo? – Rzuciłem jeszcze raz, bo nie uzyskałem odpowiedzi. 
– Po prostu się, kurwa, spakuj, jasne?! – Krzyknęła i otworzyła drzwi sypialni. – Wyprowadzamy się.
Zmarszczyłem brwi, wróciłem do pokoju w którym  się zamknąłem z obawą, że Peter może tu wejść. Wyciągnąłem z szafy starą walizkę, którą pożyczyłem kiedyś od dziadka i już nigdy nie miałem okazji mu jej oddać, i zacząłem pakować do niej swoje najważniejsze rzeczy. Zwyczajnie nie mogłem dopuścić do swojej głowy myśli, że wyprowadzamy się na stałe. Byłem pewien, że matka po paru dniach się rozmyśli i do niego wróci. Tylko ja tego nie chciałem. Nie chciałem tu wracać już nigdy. 
Po paru minutach połowa mojej szafy została opróżniona, a jej zawartość znajdowała się w walizce. Chciałem korzystać z wolności od Petera póki mogłem.  Póki mama się jeszcze nie rozmyśliła. Wziąłem do rąk torbę i spakowałem do niej laptopa, parę książek, ładowarki i tego typu rzeczy bez których w dzisiejszych czasach mało kto potrafi przeżyć. Ułożyłem wszystkie torby pod drzwiami i nasłuchiwałem przyjścia matki, która oznajmi mi, że już wychodzimy. Na to jednak musiałem trochę poczekać, bo gdy tylko zadzwonił dzwonek Peter wyszedł z łazienki i zaczął ją przepraszać, i prosić by została. Nie potrafię nawet opisać strachu, który mi towarzyszył w tym momencie, bo myślałem, że mu ulegnie. Na szczęście tak się nie stało. Kazała mu spierdalać z drogi, bo zadzwoni po policję. 
Gdy mama w końcu przedarła się przez niego, wszystko działo się szybko. Wyszliśmy przed blok, spakowaliśmy walizki do samochodu cioci i pojechaliśmy do swojego rodzinnego domu. 
By mieć to z głowy od razu po przyjedzie poszedłem rozpakować walizkę. Jak ja skończyłem, matka musiała zacząć to robić bo za ścianą słyszałem ją i ciocię. Przysiadłem na łóżku i przyłożyłem ucho do ściany, by móc coś zrozumieć z tych stłumionych głosów. Mama miała płaczliwy głos przez co jeszcze bardziej się nakręciłem bo domyśliłem się, że rozmawiają o Peterze i o tym co zrobił. Dopiero pod koniec ich rozmowy ogarnąłem, że chodzi tylko i wyłącznie o to, że od paru miesięcy miał kochankę, a nie o to, że się nade mną znęcał.
– Alex! Zaczekaj – zawołał mnie głos Fieldsa, a ja uniosłem na niego wzrok z nadzieją. W końcu się do mnie odezwał. Zatrzymałem się, czekając aż do mnie dojdzie. – Masz dzisiaj czas? – spytał cicho, jakby się obawiał że ktoś go usłyszy. Niepotrzebnie, bo byliśmy już kilkaset metrów od szkoły, a w pobliżu nie było żadnej żywej duszy. Już chciałem odpowiadać twierdząco, ale przypomniało mi się gdzie mieliśmy jechać z matką po obiedzie. 
– Zbyt mało na spotkanie – rzuciłem, uśmiechając się przepraszająco. Zupełnie zapomniałem o niedawnym czacie na WhatsApp, a gdy tylko o tym pomyślałem zacząłem panikować i chciałem uciec oraz gdzieś schować.
– Na pewno coś wykombinujesz. – Spojrzałem na niego z niedowierzaniem, bo zachowywał się zupełnie jakby nie łączyła nas relacja nauczyciel - uczeń. 
Zaczesałem nerwowo włosy za ucho i odwróciłem wzrok, patrząc się na czerwony samochód przejeżdżający przez asfalt. Schowałem się trochę za nim jakby obawiając się, że za kierownicą owego Volkswagena siedzi jakiś znajomy.
– Nie daj się prosić, chcę cię gdzieś zabrać. 
– Gdzie? – dopytałem, nie będąc pewny tego pomysłu. 
Mężczyzna wyciągnął z kieszeni jeden ulgowy bilet do muzeum architektury, parę kilometrów od naszego miasta i podał mi go. 
– Wspominałeś kiedyś o tym, prawda? Został mi się jeden bilet więc od razu pomyślałem o tobie. – Posłał mi swój piękny uwodzicielski uśmiech. 
Co ze mną nie tak, że po tych wszystkich akcjach nadal mam ochotę z nim rozmawiać i na niego patrzeć? Przygryzłem delikatnie polik od wewnątrz jamy i oddałem mu bilet. Nie mogłem wysłać mamy samej do naszego starego mieszkania na rzecz jakiegoś muzea.
– Naprawdę dzisiaj nie mogę. – Poprawiłem torbę, która spoczywała na moim ramieniu i ruszyłem wolnym krokiem przed siebie, wcześniej mówiąc – Dziękuje za zaproszenie, ale mam plany na dzisiaj i właściwie to się spieszę. 
– A na jutro masz? – Nie dał za wygraną i poszedł za mną. 
– Tak. – Skłamałem.
– Bilet nie ma terminu. Może być piątek? – Kiwnąłem głową na te słowa, dając mu tym do zrozumienia, że zgadzam się na spotkanie w piątek. Dopiero później uświadomiłem sobie, że jestem idiotą. Najpierw mnie ignoruje, w końcu się odzywa a ja mu ulegam. – Podwieźć cię?
Po chwili namysłu zgodziłem się na to, żeby mnie odwiózł do dzielnicy na której mieszkałem. Na szczęście nie wspomniał nic o czacie do którego dodałem go przedwczoraj. Może zapomniał? Albo może tylko wyświetlił, ale nie zdążył przeczytać zanim go usunąłem? Chociaż wydaje mi się, że czat nie zniknął a wiadomości pozostały w tym samym miejscu. W ciągu trasy prawie w ogóle nie rozmawialiśmy, tak jak w ciągu ostatnich kilku dni podczas których mnie ignorował. Miałem nadzieję, że już nie będzie tego robił, a sytuacja w samochodzie jest ostatnią taką. Podziękowałem mu za podwózkę i wysiadłem parę budynków przed swoim domem, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń swojej rodziny. Jak szedłem do domu, a jego samochód mnie minął poczułem uścisk na żołądku, bo wolałbym jechać z nim do niego.
Przekraczając próg domu pozbyłem się z myśli wyobrażeń, że nie wchodzę do domu rodzinnego, tylko do mojego i Christophera. Wyobrażałem sobie, że czeka na mnie w środku, gdy wejdę przywita mnie czułym pocałunkiem, a później wspólnie zjemy obiad, który dla nas przygotował bądź kupił, bo po ciężkiej pracy wcale nie miał sił na stanie w kuchni. A ja nie miałbym mu tego za złe, ponieważ nie da się na niego gniewać za taką bzdurę.
*
– Muszę się jeszcze przebrać – odpowiedziałem, gdy Christopher spytał czy jestem gotowy.
– Więc pośpiesz się – powiedział a ja przytaknąłem.
Jak wczoraj stanął kilka domów przed moim, a ja prędkim krokiem poszedłem do swojego. Od razu powiedziałem, że wychodzę tylko idę się przebrać i pobiegłem na górę. Już wcześniej naszykowałem ubrania na to wyjście, żeby nie szukać ich na ostatnią chwilę. Nie chciałem też ich ubierać do szkoły, bo wydawało mi się, że bardziej nadają się do wyjścia właśnie do muzeum. Wciągnąłem w miarę elegancką, białą koszulkę bez rękawów i czarne rurki, a na ramię przerzuciłem torbę w której miałem najważniejsze rzeczy. W biegu rzuciłem, że już wychodzę i wciągając na stopy czarne trampki, wyszedłem z domu.
– Możesz zawrócić a nie jechać tą drogą co w poniedziałek? – Spytałem, bo wiedziałem, że mama z ciekawości może stać przy oknie. Później przekazałaby to cioci, a ciocia kuzynce, która na pewno wiedziałaby do kogo należy ten samochód.
– A ty możesz rozpuścić włosy? – oddał pytanie poważnym tonem, patrząc na mnie bez żadnego wyrazu.
– Pewnie – odpowiedziałem i sięgnąłem dłonią w górę, żeby zsunąć gumkę ze swoich włosów. Gdy opadły na moje plecy, ułożyłem je na ramionach, by wyglądały ładniej.
– Świetnie. – Dopiero teraz się uśmiechnął i pewnie chciał dać mi do zrozumienia, że dla niego w rozpuszczonych włosach wyglądam lepiej. – Jakie lubisz jedzenie?
– Każde.
– Naprawdę? – Kiwnąłem głową. – Nie widać. – Zaśmiał się, a ja wziąłem głębszy wdech, bo czułem, że robi mi się słabo.
Na miejsce zajechaliśmy dopiero po prawie godzinnej drodze i rozmowie o wszystkim. Unikał tematów, które zagrażałyby sprzeczką czy czymś podobnym. Nie rozmawialiśmy o czacie, wzajemnym ignorowaniu się oraz o tej dziewczynce i kobiecie. Poza tym nie było o czym rozmawiać - nie miał na żadnym palcu obrączki. Wchodząc do muzea byłem zachwycony i wdzięczny mu, że mnie tutaj zabrał. Zdziwił mnie fakt, że zaczął mi opowiadać o wszystkim co związane z wystawami i zastanawiałem się czy specjalnie się przygotował by mi zaimponować czy rzeczywiście interesuje się architekturą tak jak ja. Po muzeum, jako, że przyjechaliśmy do większego miasta, zabrał mnie na kolację do - na pierwszy rzut oka - bardzo dobrej restauracji. Musiał mieć wszystko wcześniej zaplanowane, bo stolik już na nas czekał. Widocznie często tu bywał, bo polecił mi rybę, która okazała się przepyszna i mimo, że nie mogłem to zjadłem ją z łakomstwa. Po głównym daniu, zamówił nam obu ciasto z kremem mascarpone, polane sosem karmelowym. Już po pierwszym kęsie stwierdziłem, że jest lepsze niż jakiekolwiek które kiedyś jadłem.
Czas w jego towarzystwie tak szybko spłynął, że nim się obejrzałem była dziewiętnasta. Musieliśmy natychmiast wracać, bo dojazd do mojego domu zajmował conajmniej godzinę.
– Muszę już wracać... – powiedziałem w końcu, dopijając swoją wodę. – Jest późno, moja mama będzie się martwić.
– Na pewno będzie? – Zapytał tak dziwnym głosem, że na niego spojrzałem nie widząc o co mu chodzi. Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek wspominał o swoich relacjach z matką. Odchrząknął. – Nie zdążymy jeszcze się przejść? Coś wymyślisz.
Spojrzałem na godzinę w telefonie i po krótkim wdechu kiwnąłem głową, że zdążymy. Mimo, że pewnie nie uniknę rozmowy z ciocią, bo jeszcze przed moim wyjściem powiedzieli, że mam być przed ósmą. Powoli wstałem z krzesła i u jego boku opuściłem restauracje. Prosto z niej poszliśmy do parku, który na szczęście nie był tak daleko. Wokół kręciło się dużo ludzi, a już z początku parku było słuchać, że gdzieś głębiej jest koncert. Zatrzymaliśmy się tuż przed tłumem ludzi, którzy otaczali małą scenę. Po przyjrzeniu się i posłuchaniu kawałku potwierdziliśmy, że nie mamy pojęcia co to za piosenkarka więc oddaliśmy nasze miejsce innym ludziom, a sami poszliśmy usiąść na ławkę niedaleko małego jeziorka.
Rozmowa nam się bardzo dobrze kleiła, cieszyłem się, że dałem się wyciągnąć na to spotkanie, które nas tylko zbliżyło. Miałem ochotę się przytulić do niego, albo go pocałować lecz resztkami samokontroli się opanowałem i tego nie zrobiłem.
– Tatuś! – usłyszałem krzyk jakiegoś dziecka. Dopiero w chwili, gdy do Christophera podbiegła  znajoma mi dziewczynka i praktycznie na niego wskoczyła nim zdążył wstać, uświadomiłem sobie, że to jego wołało to dziecko.

W tamtej chwili nienawidziłam jego, że ma dziecko, a jej, że zepsuła nam piękną chwilę. Aktualnie cieszę się, że ją poznałam.

Komentarze